Czy powieść Czesława Miłosza Dolina Issy jest nudna?
Czy warto czytać książki, w których niewiele się dzieje, mało jest dialogów, a nasze oczy nużą przydługie opisy przyrody? Jeżeli tak, to gdzie, w czym szukać wartości takich książek?
Pamiętając słowa Ludwiga Wittgensteina, mówiące o tym, że granice naszego języka są granicami naszego świata, warto w ogóle czytać, by nie stać się więźniem małej i biednej celi własnego rozumu. Gdy otwieram się na inne światy - książki - wychodzę poza mój oczywisty i znany świat i konfrontuję się z nieznanym, nowym, innym. Konfrontacja taka zawsze pozostawi jakiś ślad w pamięci, wyobraźni i indywidualnym słowniku. Poszerzy je, zainspiruje do działań, sprawi przyjemność...
Doświadczyłam prawdziwej przyjemności, czytając Dolinę Issy. Nudne życie małego Tomasza (właściwie - samego Miłosza - bo, pisząc powieść, Miłosz czerpał z własnego dzieciństwa, które mijało błogo, a czasem boleśnie w Szetejniach) pełne jest przecież pierwszych wtajemniczeń prawie we wszystkie sfery życia. Niewielu udało się tak dobrze oddać podniecenie pomieszane z lękiem, wstydem, gdy po raz pierwszy wkraczamy w świat duchowy (pierwsza komunia Tomasza) i w świat cielesny (podglądanie Magdaleny, spotkania nad rzeką z Onute). Doświadczenia te spowija jednak pisarz w mgłę niewypowiedzianego, by nie zniszczyć ich piękna i nie odrzeć ich do cna z tajemnicy.
Miłosz pokazuje także, jaką siłą jest, może stać się wyobraźnia (diabły są tu raczej ciemną stroną każdego człowieka, z którą trzeba nauczyć się radzić, by nas nie pokonała, nie zapanowała nad nami (nie udało się to Baltazarowi i wiedzą, ci, którzy powieść przeczytali, jak się to dla niego skończyło)). Jasna jej strona pozwala nam stworzyć niezwykłe światy, w których możemy schronić się przed nudą...
N u d a - słowo klucz tej powieści? Wszystkie przygody naszego życia są zainspirowane nudą. Bo nuda oznacza zmęczenie tym samym. Jest pożądaniem innego, nowego, niezwykłego. To nuda prowokuje nas do wyjścia z naszego małego i ograniczonego świata.
I Tomasz wychodzi, rozszerza powoli swój świat. Najpierw obchodzi i poznaje swój dom, potem wychodzi nad rzekę i poznaje okolicę, następnie idzie do obcych, którzy staną się przyjaciółmi albo i nie. A gdy dolina Issy odsłania przed nim wszystkie tajemnice, wyjeżdża z matką w świat, znany do tej pory jedynie z opowieści babki Dilbinowej i dziadka Surkonta...
Pozostaje ci życzyć szczęścia Tomasz. Twoje dalsze losy pozostaną na zawsze domysłem, nikt nie odgadnie, co z ciebie zrobi świat, ku któremu dążysz. Diabły znad Issy pracowały nad tobą, jak mogły, reszta nie należy do nich...
Jeszcze jedna refleksja, teraz naprawdę ostatnia. Powieść Miłosza uświadamia nam także, jaką wartością jest pamieć o naszych bliskich, dziadkach i pra, pra dziadkach. Są osobnymi światami, do których nie mamy ochoty zagłębiać się w dzieciństwie, a kiedy takiej ochoty nabieramy, bywa za późno. Oni decydują przecież po części, kim będziemy, budują skrycie naszą tożsamość - o czym również powieść Miłosza mówi:
Nikt nie żyje sam: rozmawia z tymi, co przeminęli, ich życie w niego się wciela, wstępuje po stopniach i zwiedza idąc ich śladem zakątki domu historii. Z ich nadziei i przegranej, ze znaków, jakie po nich zostały, choćby to była jedna litera wykuta w kamieniu, rodzi się spokój i powściągliwość w wypowiadaniu sądów o sobie. Dane jest wielkie szczęście tym, co umieją je zdobyć. Nigdy i nigdzie nie czują się bezdomni, wspiera ich pamięć o wszystkich dążących jak oni do nieosiągalnego celu.
Czy Dolina Issy Czesława Miłosza jest nudna? N i e! Ale, owszem, nuda jest jednym z głównych doświadczeń małego Tomasza. Tomasz nie jest niezwykłym bohaterem; jego życie podobne było do życia milionów chłopców w tym czasie. Jednak przygoda odkrywania własnej tożsamości, wtajemniczenia w nowe sfery życia jest dla każdego z nas absolutnie wyjątkowa i niesamowita. Czy Tomasz rozumiał to już wtedy? Chyba nie. Dlatego nie dziwię się, że dla niektórych nastolatków książka ta może być nieciekawa. Ja chciałam tylko zasiać ziarno, tak jak dziadek Surkont:
Tak oto rzucono ziarno i dziadek nie wiedział, jak długo przechowa się ono w roślinnym śnie wszystkich ziaren, czekających cierpliwie na swój czas. Zwinięte w maleńki węzeł leżały tam skrzypienia posadzki pod krokami przesuwającymi się wzdłuż półek, z których świecą białe kartki z cyfrą na ciemnych rzędach oprawy i łokcie oparte na stoły, w kręgu światła padającego z zielonego kosza, i ołówek - ręka nim balansuje w powietrzu do wtóru pomysłu, który jest z początku nie więcej niż mgłą, bez linii i granic.
Przyjemnej lektury!
Przyjemnej lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz