Za co kocham Gombrowicza…
Za wiele rzeczy:
1)
Za
genialną ripostę do Heideggerowskiego Bycia i czasu:
Trudno i darmo. Nie da się.
Jest niepodobieństwem podjąć wszystkie wymogi Dasein’u a zarazem pić kawę z
rogalikami na podwieczorek. [W.
Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1988, s. 292]
W tych
3 zdaniach wyraził wszystko – wbił ostrze i rozsadził żmudnie budowany przez
prawie 600 stron (!) (okupiony – jak utrzymują biografowie wielkiego filozofa –
wieloma niestrawnościami i
zatwardzeniami) wywód Martina Heideggera.
2)
Za wyostrzony zmysł
krytyczny wobec rzeczywistości, którą budujemy i w której tkwimy, wobec relacji
międzyludzkich, które potrafią nas nieoczekiwanie spętać, osaczyć, pozbawić
zdrowego rozsądku, trzeźwego myślenia.
Choć,
z drugiej strony, także za świadomość, że człowiek z a w s z e
przebywa w „żywiole
międzyludzkiego”:
…trudno jest mówić o jakiejś
określonej, statycznej istocie ludzkiej, a raczej wchodzą w grę „międzyludzkie”
napięcia i nasilenia, które nas – ludzi – wyznaczają i określają. […]
ten żywioł międzyludzkiego stwarzania
jest najgwałtowniejszy, i, będąc ludzkim, jest zarazem nieludzkim i nadludzkim…
3)
Za przenikliwość
wobec języka, za przyłapywanie go na gorącym uczynku, gdy zabija nasze myślenie
frazesami, formułkami bezmyślnie powtarzanymi, gdy oczarowuje nas pięknymi, ale
pustymi ozdobnikami, biorąc nas w niewolę.
Gombrowiczowi
genialnie udało się pokazać, jak człowiek wpada
w pułapkę słów, staje się więźniem
języka i więźniem sytuacji komunikacyjnej, gdyż słowa wytwarzają
rzeczywistość, w której będziemy żyć. Myliłby się jednak ten, kto by myślał, że z wiezienia tego można się wydostać. Nie można. Co można, to jak najlepiej się w nim urządzić (czyli nauczyć się nim jak najlepiej władać). Milczenie nie jest wyjściem z sytuacji. Co się dzieje z tymi, którzy milczą? Giną, jak Iwona, księżniczka Burgunda:
Głupio mówię, / Ale wy mądrze mnie słuchacie / i dlatego
mądry się staję. […]
Nie. Nikt z nikim nie może zwyczajnie
mówić. / Daremnie wydzierasz się z siebie do mnie, a ja do ciebie. / Na darmo
chciałbym wydrzeć się z siebie do was. / Tak, jestem uwięziony…
4) Za wypowiedzi
o sztuce, pisaniu, które ma być uwodzeniem,
ale i przechytrzaniem języka o
osobowości, która artystę tworzy, o konieczności umieszczenia się na pograniczu
życia i sztuki, bo tylko tak można być naprawdę twórczym:
A zatem pisarz musi dbać nie tylko o
język, ale – przede wszystkim – o znalezienie właściwego stosunku do języka.
Właściwego, to znaczy, o ile się da, niekrępującego. Kiepski to stylista, który
pozwoli łapać się za słówka. […] Stylista współczesny musi mieć wyczucie języka
jako czegoś nieskończonego i w ruchu, nie dającego się opanować. […] Odniesie się
do słowa nieufnie, jak do czegoś co mu się wymyka. To rozluźnienie związku
pisarza ze słowem zapewnia większą śmiałość w użyciu słów.
Najważniejsze aby nadmiar teorii, zbyt
przemądrzałe podejście do stylu nie odebrały słowu jego skuteczności w
praktyce, w życiu. Wszak sztuka dzieje się między żywymi, konkretnymi ludźmi…
[…]
Rabelais
nie miał pojęcia o tym, czy jest „historyczny” czy „ponad-historyczny”. Nie
zamierzał uprawiać „pisarstwa absolutnego” ani hołdować „czystej sztuce”, ani
też – na odwrót – wypowiadać swej epoki, w ogóle nic nie zamierzał ponieważ
pisał, jak dziecko załatwia się pod krzakiem, aby sobie ulżyć. Uderzał w to, co
go rozjuszało; zwalczał, co stawało mu na drodze; i pisał dla rozkoszy –
własnej i cudzej – pisał, co mu podchodziło pod pióro.
Niemniej
Rabelais wypowiedział swoją epokę […] wypowiadając siebie z najpełniejszą swobodą,
wypowiedział zarazem wieczną istotę swej ludzkości i siebie.
5)
Za głęboki
humanizm, wyrażający się w trosce o to, by w coraz bardziej abstrakcyjnym
świecie nie przestało się rozlegać ludzkie
słowo, słowo pojedynczego człowieka oraz w trosce o wydobywanie człowieka z
wszelkich rzeczywistości wtórnych, które uniemożliwiają człowiekowi bycie sobą:
Książki
moje nie mają wam powiedzieć: bądź kim jesteś, ale – udajesz, że jesteś kim
jesteś […]
6) Za
bezkompromisowe wydzieranie literatury profesorom, za krytykę polonistek (choć
sama jestem jedną z nich).
7)
Za humor!
Za to, że czytając jego dzieła, zaśmiewam się do łez.
8)
Za słowa
o czytaniu:
Czytać to nie mniej twórcze, niż pisać!
[…] Minął czas czytania zwykłego.
9) Za
koncentrowaniu się na „ja”, czego
nie należy łączyć z prosto rozumianym egoizmem, ponieważ koncentrowanie na „ja”
staje się zadaniem i wyzwaniem dla każdego człowieka, zadaniem sokratejskim: poznaj samego siebie!
Po
co? Bo tylko tak możemy coś osiągnąć, możemy stać się lepszymi – bo
samoświadomymi – ludźmi. Jest to jednak zadanie na całe życie:
Chcesz
wiedzieć kim jesteś? Nie pytaj.
Działaj. Działanie cię określi, ustali. (...) Ale działać musisz jako
«ja», jako jednostka, bo tylko własnych
potrzeb, skłonności, namiętności, konieczności możesz być pewny. Tylko takie
działanie jest bezpośrednie, jest prawdziwym wydobywaniem siebie z chaosu,
autostwarzaniem. Reszta – czyż to nie recytowanie, wypełnianie schematów,
tandeta, kicz? (...)
Być
kimś, to dowiadywać się nieustannie kim się jest, a nie – wiedzieć z góry.
10) Za
prawdziwą, aczkolwiek smutną – niestety – diagnozę
polskiej literatury, która jest – według Gombrowicza – nijaka, bo tkwi na klęczkach przed Pięknem, Dobrem, Sztuką, daleka od żywego człowieka, skapcaniała:
Kiedyż
położymy kres tyranii chochołów abstrakcji, aby ujrzeć na nowo świat konkretny?
[…] trzeba uważać, aby życie nie przetworzyło się nam pod piórem w politykę –
albo w filozofię, albo w estetykę. […] Domagam się twórczości naturalnej,
takiej, która jest niepremedytowanym urzeczywistnieniem się człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz