niedziela, 29 czerwca 2014

Na marginesie twórczości Witolda Gombrowicza



Za co kocham Gombrowicza…

Za wiele rzeczy:
1)      Za genialną ripostę  do Heideggerowskiego Bycia i czasu:
 
Trudno i darmo. Nie da się. Jest niepodobieństwem podjąć wszystkie wymogi Dasein’u a zarazem pić kawę z rogalikami na podwieczorek. [W. Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1988, s. 292]
 
W tych 3 zdaniach wyraził wszystko – wbił ostrze i rozsadził żmudnie budowany przez prawie 600 stron (!) (okupiony – jak utrzymują biografowie wielkiego filozofa –  wieloma niestrawnościami i zatwardzeniami) wywód Martina Heideggera.

2)     Za wyostrzony zmysł krytyczny wobec rzeczywistości, którą budujemy i w której tkwimy, wobec relacji międzyludzkich, które potrafią nas nieoczekiwanie spętać, osaczyć, pozbawić zdrowego rozsądku, trzeźwego myślenia.
Choć, z drugiej strony, także za świadomość, że człowiek  z a w s z e  przebywa w „żywiole międzyludzkiego”:
…trudno jest mówić o jakiejś określonej, statycznej istocie ludzkiej, a raczej wchodzą w grę „międzyludzkie” napięcia i nasilenia, które nas – ludzi – wyznaczają i określają. […] ten żywioł międzyludzkiego stwarzania jest najgwałtowniejszy, i, będąc ludzkim, jest zarazem nieludzkim i nadludzkim…

3)     Za przenikliwość wobec języka, za przyłapywanie go na gorącym uczynku, gdy zabija nasze myślenie frazesami, formułkami bezmyślnie powtarzanymi, gdy oczarowuje nas pięknymi, ale pustymi ozdobnikami, biorąc nas w niewolę.
Gombrowiczowi genialnie udało się pokazać, jak człowiek wpada w pułapkę słów, staje się więźniem języka i więźniem sytuacji komunikacyjnej, gdyż słowa wytwarzają rzeczywistość, w której będziemy żyć. Myliłby się jednak ten, kto by myślał, że z wiezienia tego można się wydostać. Nie można. Co można, to jak najlepiej się w nim urządzić (czyli nauczyć się nim jak najlepiej władać). Milczenie nie jest wyjściem z sytuacji. Co się dzieje z tymi, którzy milczą? Giną, jak Iwona, księżniczka Burgunda:  
Głupio mówię,  / Ale wy mądrze mnie słuchacie / i dlatego mądry się staję. […]
Nie. Nikt z nikim nie może zwyczajnie mówić. / Daremnie wydzierasz się z siebie do mnie, a ja do ciebie. / Na darmo chciałbym wydrzeć się z siebie do was. / Tak, jestem uwięziony…
4)  Za wypowiedzi o sztuce, pisaniu, które ma być uwodzeniem, ale i przechytrzaniem języka o osobowości, która artystę tworzy, o konieczności umieszczenia się na pograniczu życia i sztuki, bo tylko tak można być naprawdę twórczym:
A zatem pisarz musi dbać nie tylko o język, ale – przede wszystkim – o znalezienie właściwego stosunku do języka. Właściwego, to znaczy, o ile się da, niekrępującego. Kiepski to stylista, który pozwoli łapać się za słówka. […] Stylista współczesny musi mieć wyczucie języka jako czegoś nieskończonego i w ruchu, nie dającego się opanować. […] Odniesie się do słowa nieufnie, jak do czegoś co mu się wymyka. To rozluźnienie związku pisarza ze słowem zapewnia większą śmiałość w użyciu słów.
Najważniejsze aby nadmiar teorii, zbyt przemądrzałe podejście do stylu nie odebrały słowu jego skuteczności w praktyce, w życiu. Wszak sztuka dzieje się między żywymi, konkretnymi ludźmi…
[…]
Rabelais nie miał pojęcia o tym, czy jest „historyczny” czy „ponad-historyczny”. Nie zamierzał uprawiać „pisarstwa absolutnego” ani hołdować „czystej sztuce”, ani też – na odwrót – wypowiadać swej epoki, w ogóle nic nie zamierzał ponieważ pisał, jak dziecko załatwia się pod krzakiem, aby sobie ulżyć. Uderzał w to, co go rozjuszało; zwalczał, co stawało mu na drodze; i pisał dla rozkoszy – własnej i cudzej – pisał, co mu podchodziło pod pióro.
Niemniej Rabelais wypowiedział swoją epokę […] wypowiadając siebie z najpełniejszą swobodą, wypowiedział zarazem wieczną istotę swej ludzkości i siebie.   

5)     Za głęboki humanizm, wyrażający się w trosce o to, by w coraz bardziej abstrakcyjnym świecie nie przestało się rozlegać ludzkie słowo, słowo pojedynczego człowieka oraz w trosce o wydobywanie człowieka z wszelkich rzeczywistości wtórnych, które uniemożliwiają człowiekowi bycie sobą:

Książki moje nie mają wam powiedzieć: bądź kim jesteś, ale – udajesz, że jesteś kim jesteś […]

6) Za bezkompromisowe wydzieranie literatury profesorom, za krytykę polonistek (choć sama jestem jedną z nich).

7)     Za humor! Za to, że czytając jego dzieła, zaśmiewam się do łez.

8)    Za słowa o czytaniu:

Czytać to nie mniej twórcze, niż pisać! […] Minął czas czytania zwykłego.



9)   Za koncentrowaniu się na „ja”, czego nie należy łączyć z prosto rozumianym egoizmem, ponieważ koncentrowanie na „ja” staje się zadaniem i wyzwaniem dla każdego człowieka, zadaniem sokratejskim: poznaj samego siebie!

Po co? Bo tylko tak możemy coś osiągnąć, możemy stać się lepszymi – bo samoświadomymi – ludźmi. Jest to jednak zadanie na całe życie:


Chcesz wiedzieć kim jesteś? Nie pytaj. Działaj. Działanie cię określi, ustali. (...) Ale działać musisz jako «ja»,  jako jednostka, bo tylko własnych potrzeb, skłonności, namiętności, konieczności możesz być pewny. Tylko takie działanie jest bezpośrednie, jest prawdziwym wydobywaniem siebie z chaosu, autostwarzaniem. Reszta – czyż to nie recytowanie, wypełnianie schematów, tandeta, kicz? (...)
Być kimś, to dowiadywać się nieustannie kim się jest, a nie – wiedzieć z góry.

10)  Za prawdziwą, aczkolwiek smutną – niestety – diagnozę polskiej literatury, która jest – według Gombrowicza – nijaka, bo tkwi na klęczkach przed Pięknem, Dobrem, Sztuką, daleka od żywego człowieka, skapcaniała:

Kiedyż położymy kres tyranii chochołów abstrakcji, aby ujrzeć na nowo świat konkretny? […] trzeba uważać, aby życie nie przetworzyło się nam pod piórem w politykę – albo w filozofię, albo w estetykę. […] Domagam się twórczości naturalnej, takiej, która jest niepremedytowanym urzeczywistnieniem się człowieka.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz