Jeśli
Szekspir, to tylko Barańczaka!
William Shakespeare Romeo i Julia
Wydawało
mi się zawsze, że podstawowym zadaniem osób odpowiedzialnych za edukację jest
ciągnąć wzwyż, a nie ściągać w dół. Ale oto stało się! Tragedia Shakespeare’a Romeo i Julia przestała
być lekturą w szkole podstawowej. Ostatnie klasy gimnazjalne czytają jeszcze
najbardziej znaną tragedię angielskiego reformatora teatru, a ich młodszym koleżankom
i kolegom zaproponuje się może wizytę w teatrze na uwspółcześnionej –
koniecznie! – wersji tragedii, w której klasyczna scena balkonowa zamknie się w
kilku frazach zwieńczonych emotikonami, przesłanych przez bohaterów smartfonem.
Bo przecież to już inne pokolenie, bo do nich trzeba docierać inaczej… Poleje
się więc widzów w pierwszych rzędach wodą, włoży się im okulary, by mogli
śledzić z fascynacją scenografię
w 3D i jakoś przetrzymają w teatrze 2 godziny. Ale co im zostanie w głowach?
Czy będą w stanie rozmawiać o treści, przesłaniu tragedii?
Jeśli
ktoś twierdzi, że język Shakespeare’a jest za trudny, że nie można bez bólu
czytać jego dramatów, na pewno nie czytał ich w tłumaczeniu Stanisława
Barańczaka! Dialogi bohaterów skrzą się tutaj jak diamenty: mamy piękne poetyckie
wyznania, celne, inteligentne riposty, frywolne a nawet rubaszne komentarze – wysoki
i niski styl w zależności od tego, kto i do kogo mówi:
MERKUCJO
Farsz! Farsz, którym się faszeruje cała fura afektowanych
fanfaronów – tych, co to się zgrywają, pretensjonalnie seplenią, żonglują
sztucznymi słówkami! „na Jowisza, arcydzielna klinga! arcyciekawy osobnik! arcydupiasta
dziewka!” No powiedz, czy to nie żałosne, że nas obsiadły te cudzoziemskie
muchy, te modne sroki, te wszystkie silwuple i żewupry, którym tak śmierdzi
zacofane pospólstwo, że tylko nos zatykają i bąkają swoje „bon! bon!”.
BENVOLIO
Romeo! Romeo idzie!
MERKUCJO
Coś bez ikry nasz Romeo – wygląda jak suszony śledź. Miłość
go tak przerobiła – albo raczej przerobiła. Petrarkę mógłby naśladować: czułby
się w sonecie jak ryba w akwarium. W porównaniu z jego lubą Laura to zwykła
kuchta (choć miała absztyfikanta, co ją lepiej opiewał), Dydona to niechlujna
dziewka, Kleopatra – kopciuch, Helena i Hera – flądry i flejtuchy […]. Signor
Romeo, bon jour! Witam francuskim pozdrowieniem twoje francuskie pantalony. Zeszłej
nocy pokazałeś nam naprawdę odwrotną stronę swojego medalu.
[…]
Pokazałeś nam swój rewers – podałeś tył – mówiąc po prostu,
zwiałeś.
ROMEO
Nie gniewaj się, Merkucjo. Miałem naprawdę ważną sprawę. W
takiej sytuacji zapomina się o grzeczności.
MERKUCJO
To tak, jakbyś powiedział, że w pewnych sytuacjach człowiek
może się wypiąć na przyjaciół.
ROMEO
Nawet to
się może zdarzyć, jeśli składamy pokłon komuś innemu.
MERKUCJO
Bardzo
giętko to nam wyłożyłeś.
ROMEO
A ty
bardzo życzliwie to skomentowałeś.
MERKUCJO
Wiadomo:
moja życzliwość dla ludzi jest nie do zdarcia.
ROMEO
Jest
zatem trochę więcej warta niż moje buty.
MERKUCJO
Co za dowcipniś! Dobrze, ciągnijmy ten żart dalej: kiedy
już zedrzesz buty, możesz je podzelować własnym dowcipem, bo sztywny jest jak
podeszwa.
ROMEO
Za to ty robisz z gęby cholewę, aż szewska pasja człowieka
ogarnia.
MERKUCJO
Benvolio, przerwij nam ten pojedynek, bo już mi brakuje
obuwniczych konceptów i zaraz zacznę kląć jak szewc.
ROMEO
Co, czujesz się głupi jak but?
[…]
Zanim więc
skreśli się z listy lektur szkolnych czy osobistych kolejne klasyczne dzieła,
może warto posłuchać rad innych i sięgnąć po mistrzowskie wydania i przekłady.
Shakespeare’a w genialnym tłumaczeniu
Barańczaka (wydanego przez Znak)
koniecznie trzeba przeczytać, bo tylko wtedy
okaże się, jak bardzo jest on współczesny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz