środa, 14 sierpnia 2019


W oparach orientu

Karolina Bednarz

Kwiaty w pudełku.
Japonia oczami kobiet






Kimono, kwitnące drzewa wiśni, wijące się czarne znaki japońskiego alfabetu, ściany z papieru, inna kultura, tradycja, zwyczaje, jedzenie – inność, która tak elektryzuje i rozpala wyobraźnię. Czy łatwo tę inność poznać i opisać? Przeczytałam właśnie jakże różne książki o Japonii. Pierwsza: Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet jest dziełem absolutnie wyjątkowym! Autorka, Karolina Bednarz, spojrzała na Japonię z jednej tylko perspektywy, z perspektywy kobiet, ale dzięki temu uświadomiła czytelnikowi, że kultura może być właśnie jak pudełko, które w przypadku Japonii jest niezwykle oryginalne, piękne, niezwykłe, ale jak każde pudełko może zamykać i więzić w swoim wnętrzu. A przecież nawet piękne więzienie nadal jest więzieniem… Czy japońska kultura więzi kogoś? Tak, kobiety. Symbolicznie i faktycznie. Mimo zagwarantowanej równości kobieta nie cieszy się realnie tymi samymi prawami, co mężczyzna.  To w Japonii dziewczęta są ofiarami poniżających i haniebnych zachowań ze strony mężczyzn, gdy jadą zatłoczonym pociągiem czy metrem do szkoły. To w Japonii kobiety pracujące w firmach zmuszane są do usługiwania mężczyznom – kolegom z pracy. Na nie też spadają wszystkie domowe obowiązki (także wychowanie i troska o dzieci), choć pracują podobnie jak ich mężowie.

Kobiety w Japonii
wciąż pozostają ofiarami dyskryminacji – systemowej, seksualnej, ekonomicznej. […] Kwiaty. Wyrwane z korzeniami, zamykane w pudełkach, wystawiane na pokaz tylko po to, żeby wylądować chwilkę później w koszu. Zapomniane błyskotki, chwilowe miłostki.

A oryginalna kultura i piękna tradycja może czasem uwierać. Tak żaliła się autorce jej japońska rozmówczyni:
- Nieraz mam ochotę zwyczajnie napić się herbaty. Ale jej zaparzanie zajmuje wieki. Muszę wybrać odpowiednie naczynie, sprawdzić temperaturę wody, odmierzyć porcję liści, posprzątać stół, wybrać odpowiednie wagashi, tradycyjne japońskie słodycze. Kiedy piję herbatę, skupiam na niej całą swoją uwagę – wyjaśnia. - Nie potrafię zalać torebki wrzątkiem i usiąść z kubkiem nad książką, jak normalni ludzie.

Czar orientu? Hmm…

„Tradycja” oplata swoimi pędami każdy element życia, narzuca schematy zachowań, ocenia, co jest, a co nie jest moralne. Skąd wziął się słynny „japoński styl zarządzania”? Czy rzeczywiście z zakorzenionej w kulturze „harmonii” i „szacunku dla starszych”? Czy z tej samej harmonii narodziły się zamieszki w 1918 roku po podwyżce cen ryżu? Protesty w fabrykach w całym kraju, burzące się związki zawodowe i wybuch popularności socjalizmu i anarchizmu?

Nie jest to książka jednowymiarowa. Japonia z jej innością i niezwykłością jest w niej także obecna (doceniam zwłaszcza Słowniczek japońskich pojęć  umieszczony na końcu). Jednak refleksje autorki na temat opresyjności kultury są według mnie najcenniejsze.     


Rebecca Otowa

W Japonii, czyli w domu.
Amerykanka w Kraju Kwitnącej Wiśni
 


 



A oto drugie oblicze Kraju Kwitnącej Wiśni: książka R. Otowej. Autorka wyszła za mąż za Japończyka i przeniosła się do nowej ojczyzny. Pragnęła ją jak najlepiej poznać i przejąć – wprowadzić do swego życia – nowe zwyczaje, normy, zasady japońskiej codzienności. Książka cenna jako opis inności, utrwalenia tego, co na zewnątrz. Brakuje w niej jednak głębi, refleksji – tego wszystkiego, co znajdziemy u Karoliny Bednarz. Warto więc poznać obie pozycje.   


czwartek, 25 lipca 2019


Jak pokochałam i… przestałam kochać prozę Marcina Wichy

Marcin Wicha
Rzeczy, których nie wyrzuciłem


    
Rzeczy, których nie wyrzuciłem to wspaniała książka! Autor opowiedział o utracie matki w sposób niezwykły: prosty, oszczędny, ale przejmujący zarazem. Nie znajdziemy w niej wielostronicowych jęków cierpienia, rozpaczy i płaczu, niekończących się pytań dlaczego, zdań o braku pogodzenia się z brutalną rzeczywistością. Ból jednak sączy się z zapisanych linijek i mocniej uderza chyba właśnie dlatego, że nie pozwala mu się zawładnąć opisywaną treścią. Obraz matki powraca we wspomnieniach z dzieciństwa, młodości, ale nie ma tu typowej chronologii. Zanotowane  sceny z rodzinnego życia przewijają się przed naszymi oczami jak kadry z filmu. Bezcenna jest historia wspólnych poszukiwań książki Kto pocieszy Maciupka!
Niełatwo opisać poszczególność drugiego człowieka, jego wyjątkowość, osobność. Autorowi to się udało. To jeden z najlepszych, według mnie, portretów matki w literaturze:

Miała wiele wad, ta moja matka. Była tak zwaną „trudną osobą”. Jak dodatkowe zadanie na szóstkę. Jak jolka w sobotniej gazecie. Przyjaciele twierdzą, że mówiła prawdę w oczy. Czasem mówiła, czasem nie. Ale jedno jest pewne: kiedy już chciała coś powiedzieć, nikt nie potrafił jej uciszyć.

Zachwyciło mnie również mistrzostwo językowe Wichy i pełna nad nim – językiem – kontrola, ale też umiejętność wychwycenia nieporadności, maniery u innych, sytuacji, gdy język mówi nami, a nie my językiem:

Nie drgnęła jej powieka, kiedy chciała odesłać chorą, jednak krępuje się powiedzieć „pana matka umiera”. Ojczyzna-polszczyzna. W kraju zdrobnień można żywego człowieka potraktować jak truchło, ale koniecznie trzeba dodać „mama”, „mamusia”.
- Pana mamusia weszła na ostatnią prostą, że tak powiem.


Jak przestałem kochać design


Zaraz po lekturze Rzeczy… rzuciłam się na następną książkę autora. Niestety, przeżyłam duuuże rozczarowanie… Jak przestałem kochać design to książka – felieton, która na pewno porwie tych, którzy interesują się tematem designu. Godna uwagi jest spostrzegawczość autora i refleksje natury socjologicznej. Po Rzeczach... miałam jednak apetyt na coś innego podobnego, a nie zupełnie innego i stąd mój zawód. 
 Czyli: to nie książka rozczarowuje, to ja jestem rozczarowana. 




środa, 24 lipca 2019


Jedzenie jest częścią kultury…
Bardzo smaczną częścią!


Tessa Capponi-Borawska,
Agnieszka Drotkiewicz

Smak kwiatów pomarańczy.
Rozmowy o kuchni i kulturze

    
Książka istotnie łączy kuchnię z kulturą, co zapowiedziane jest w tytule: kuchnię włoską w jej wydaniu średniowiecznym, renesansowym i współczesnym ze sztuką. Opowieści o jedzeniu, gotowaniu, wspaniałych ucztach zainteresują głównie tych, którzy znają i doceniają smaki nie tylko marchewki, buraka i pietruszki (żeby nie było: wszystkie te polskie warzywa uwielbiam i jadam pod różnymi postaciami!), ale także szparagów i karczochów (między innymi, w omlecie, którego konsystencja tylko w pewnej florenckiej trattorii potrafi być: kremowa, aksamitna, karczochy zaś chrupiące z wierzchu, a delikatne w środku).
Sztuka pojawia się głównie pod postacią przywołanych sugestywnych obrazów martwych (sic!) natur, które najczęściej przedstawiają owoce, warzywa, ryby i ptactwo czekające na stole kuchennym, by po nie sięgnąć, obrazów Juana Sáncheza Cotána czy Luisa Meléndeza (szkoda, że nie są one przedrukowane w książce).   
Jedzenie to koncert smaków, ale i zapachów! Tak jak Florencja dla Tessy Capponi-Borawskiej pachnie kawą (dla mnie też!), Rzym słodkimi bułeczkami nadziewanymi bitą śmietaną, tak Warszawa, niestety, nie pachnie niczym, chociaż Polska już tak. Czym? Nie zdradzę…
Spodobał mi się rozdział o wędrówce kuchni po różnych częściach domu/mieszkania. Znaczenie tego pomieszczenia zmieniało się na przestrzeni wieków i łatwo można opisać zmianę naszego stylu życia, śledząc tę wędrówkę.
Pyszna lektura!