piątek, 20 lipca 2018


Życie jako podróż

Olga Tokarczuk
Bieguni

(17. Książka z jednym słowem w tytule.)


    
Mam problem z książkami Olgi Tokarczuk… Staram się dociec, dlaczego nie porywają mnie jak innych, dlaczego nie mam ochoty o nich dyskutować, dlaczego nie znajduję w nich niczego niezwykłego i poruszającego, co pozwoliłoby im trwać w mej pamięci na długo, na zawsze. Nie można odmówić im pewnej oryginalności. Ale czy można budować opowieść, historię tylko na niej?
Bieguni – wielu bohaterów (z różnych wieków i z różnych miejsc), których historie wymykają się nam na pewien czas, by po kilkudziesięciu kartkach móc je znów pochwycić. Tak, odwiedzamy z nimi najróżniejsze miejsca, w tym lotniska, gdzie przysłuchujemy się wykładom o podróżowaniu, czy sklepy z artykułami niezbędnymi w podróży… Ale tu nie o nie chyba chodzi, nie o te poszczególne historie. W powieść Tokarczuk wplecione są refleksje na temat podróżowania, bycia-w-podróży – które jest podstawowym doświadczeniem człowieka, oczywiście nie tylko wtedy, gdy faktycznie przemieszcza się z miejsca na miejsce w określonym czasie:

Kiedy wyruszam w podróż, znikam z map. Nikt nie wie, gdzie jestem. W punkcie, z którego wyszłam, czy w punkcie, do którego dążę? Czy istnieje jakieś „pomiędzy”? Czy jestem jak ten zagubiony dzień, gdy leci się na wschód, i odnaleziona noc, gdy na zachód? […]
Myślę, że takich jak ja jest wielu. Znikniętych, nieobecnych. Pojawiają się nagle w terminalach przylotów i zaczynają istnieć, gdy urzędnicy wbijają im do paszportu stempel […] Płynność, mobilność, iluzoryczność – to właśnie znaczy być cywilizowanym. […]
Czas wszystkich podróżnych to wiele czasów w jednym, cała mnogość. To czas wyspowy, archipelagi porządku w oceanie chaosu, to czas, który produkują dworcowe zegary, wszędzie inny, czas umowny, południkowy […]. Hektyczny czas wielkich miast, gdzie przybywa się tylko na chwilę, żeby oddać się w niewolę jakiegoś wieczoru, i leniwy – nie zamieszkanych równin widzianych z samolotu. 

Ładnie, ciekawie nazwane, ale jakby przegadane... Jakby na siłę… Przeczytałam 450 stron, ale z trudem. Niestety, ani Literacka Nagroda Nike, ani Nagroda Bookera nie sprawiły, że bezrefleksyjnie mogę się tym dziełem zachwycać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz