Marna
opowieść o miłości…
Julian
Patrick Barnes
Jedyna historia
(4. Książka wydana w 2018 r.)
Kolejne
rozczarowanie, kolejny zawód… Książka Juliana Barnesa Jedyna historia obiecywała wiele (właściwie: blurb i recenzje), a tu znowu nic ciekawego. Opowiedziana
historia miłosna nie imponuje ani szczegółami, ani komentarzami narratora i
zmianami w prowadzeniu narracji. Świadomość wchodzenia w odwieczny schemat,
powtarzania po raz milion któryś utartych sformułowań, gestów, zachowań (która na
początku została wyeksponowana) do niczego ciekawego autora nie doprowadziła. Romans,
związek, wypalenie – byłabym skłonna zanurzyć się w taką opowieść po raz tysiąc
dwieście czwarty, gdybym choć troszkę uwierzyła autorowi. Coś musi być
prawdziwe i mocne (poruszające): siła przeżycia, uczucia, refleksji, z którą
zostawia się czytelnika. U Barnesa tego nie znalazłam. Co nie znaczy, że inni
czegoś nie znajdą. Każdy ma bowiem – powiem wbrew narratorowi Jedynej
historii – nie tyle jedyną historię miłosną, którą chciałby
opowiedzieć, a jedyną przeczytaną historię o miłości, którą nosi w pamięci. Dla
mnie jest to nadal Tristan 1946 Marii
Kuncewiczowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz