poniedziałek, 27 sierpnia 2018


Opowieść w opowieści

Diane Setterfield
Trzynasta opowieść

(11. W pewnym sensie biografia.)


    
Okładki książek z tzw. niższej półki są charakterystyczne: czcionka i zdjęcie   (lub rysunek) przykuwające wzrok, dopisek (w tym przypadku: Powieść, jakiej nie doczekał się XX wiek) i fragmenty rewelacyjnych recenzji. No cóż, prawda jest taka, że sama nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła, ale dostałam ją w prezencie tuż przed wyjazdem na wakacje, więc wzięłam ze sobą, by czytać ją przy kojącym odgłosie fal. I co się stało? Książka wciągnęła mnie, nawet nie wiem kiedy! Na pewno nie jest to wielka literatura. Ale dzieło, zbudowane na tajemniczej, mrocznej historii opowiadanej z perspektywy narratorki – biografki i miłośniczki książek, pracującej w antykwariacie ojca, nieoczekiwanie podbiło moje serce. Bo wiele łączy mnie z Margaret Leą – narratorką – która w pewnym miejscu charakteryzuje siebie tak:


Moim zadaniem nie jest sprzedaż książek – robi to ojciec – ale ich doglądanie. Często zatem wyciągam jakiś tom i czytam stronicę lub dwie. W końcu czytanie jest poniekąd doglądaniem książek. Moje podopieczne, choć nie na tyle stare, by były cenne ze względu na swój wiek, i nie dość ważne, by ich poszukiwali zbieracze, są mi drogie, nawet jeśli są równie nudne w środku, jak na zewnątrz. Niezależnie od tego, jak banalna jest zawartość, zawsze jest w nich coś, co mnie porusza. Bo kiedyś ktoś, teraz już zmarły, sądził, że te słowa są dostatecznie ważkie, by je zapisać.
Ludzie znikają, kiedy umierają. Ich głosy, śmiech, ciepło ich oddechu. Ich ciało. A w końcu także kości. Wygasa żywa pamięć o nich. To okropne i naturalne zarazem. Niektórzy jednak unikają unicestwienia. Bo istnieją nadal w książkach, które piszą. Możemy odkryć ich na nowo. Ich usposobienie, ton ich głosu, ich nastroje. Pisanym słowem mogą nas rozgniewać albo uszczęśliwić. Mogą pocieszyć. Mogą wprawić w zakłopotanie. Mogą odmienić. Mogą to wszystko, chociaż są martwi. Jak muszki zastygłe w bursztynie, jak zwłoki zamarznięte w lodzie, to, co zgodnie z prawami natury powinno było przeminąć, przez cud atramentu na papierze zostaje zachowane. Jest w tym coś z magii.   
         Jedni dbają o groby zmarłych, a ja dbam o książki.

Narratorka wyrusza pewnego dnia do posiadłości największej z żyjących pisarek, Vidy Winter, by napisać jej biografię (stąd mój dopisek: W pewnym sensie biografia). Odkrywa mroczną przeszłość ekscentrycznej i bliskiej śmierci Vidy Winter. Co ujawniła jej pisarka? Jaką tajemnicę nosiła przez całe życie i dlaczego tak jej zależy, by ją przed śmiercią wyjawić? Oczywiście nie zdradzę  odpowiedzi. Warto sięgnąć po książkę Setterfield, także po to, by zrozumieć, że nie trzeba  przesadnie silić się na wielkość, by napisać po prostu dobrą, wciągającą książkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz