Opowieść
w opowieści
Diane
Setterfield
Trzynasta opowieść
(11. W pewnym sensie
biografia.)
Okładki
książek z tzw. niższej półki są charakterystyczne: czcionka i zdjęcie (lub
rysunek) przykuwające wzrok, dopisek (w tym przypadku: Powieść, jakiej nie doczekał się
XX wiek) i fragmenty rewelacyjnych recenzji. No cóż, prawda jest taka,
że sama nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła, ale dostałam ją w prezencie tuż
przed wyjazdem na wakacje, więc wzięłam ze sobą, by czytać ją przy kojącym
odgłosie fal. I co się stało? Książka wciągnęła mnie, nawet nie wiem kiedy! Na
pewno nie jest to wielka literatura. Ale dzieło, zbudowane na tajemniczej,
mrocznej historii opowiadanej z perspektywy narratorki – biografki i
miłośniczki książek, pracującej w antykwariacie ojca, nieoczekiwanie podbiło moje
serce. Bo wiele łączy mnie z Margaret Leą – narratorką – która w pewnym miejscu
charakteryzuje siebie tak:
Moim
zadaniem nie jest sprzedaż książek – robi to ojciec – ale ich doglądanie.
Często zatem wyciągam jakiś tom i czytam stronicę lub dwie. W końcu czytanie
jest poniekąd doglądaniem książek. Moje podopieczne, choć nie na tyle stare, by
były cenne ze względu na swój wiek, i nie dość ważne, by ich poszukiwali
zbieracze, są mi drogie, nawet jeśli są równie nudne w środku, jak na zewnątrz.
Niezależnie od tego, jak banalna jest zawartość, zawsze jest w nich coś, co
mnie porusza. Bo kiedyś ktoś, teraz już zmarły, sądził, że te słowa są
dostatecznie ważkie, by je zapisać.
Ludzie znikają, kiedy umierają. Ich głosy, śmiech,
ciepło ich oddechu. Ich ciało. A w końcu także kości. Wygasa żywa pamięć o
nich. To okropne i naturalne zarazem. Niektórzy jednak unikają unicestwienia.
Bo istnieją nadal w książkach, które piszą. Możemy odkryć ich na nowo. Ich usposobienie,
ton ich głosu, ich nastroje. Pisanym słowem mogą nas rozgniewać albo
uszczęśliwić. Mogą pocieszyć. Mogą wprawić w zakłopotanie. Mogą odmienić. Mogą
to wszystko, chociaż są martwi. Jak muszki zastygłe w bursztynie, jak zwłoki
zamarznięte w lodzie, to, co zgodnie z prawami natury powinno było przeminąć,
przez cud atramentu na papierze zostaje zachowane. Jest w tym coś z magii.
Jedni dbają o groby zmarłych, a ja dbam o
książki.
Narratorka
wyrusza pewnego dnia do posiadłości największej z żyjących pisarek, Vidy
Winter, by napisać jej biografię (stąd mój dopisek: W pewnym sensie biografia). Odkrywa mroczną przeszłość ekscentrycznej
i bliskiej śmierci Vidy Winter. Co ujawniła jej pisarka? Jaką tajemnicę nosiła
przez całe życie i dlaczego tak jej zależy, by ją przed śmiercią wyjawić? Oczywiście
nie zdradzę odpowiedzi. Warto sięgnąć po
książkę Setterfield, także po to, by zrozumieć, że nie trzeba przesadnie silić się na wielkość, by napisać po
prostu dobrą, wciągającą książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz